Się błąkanie po Kampinosie
Niedziela, 27 maja 2012
· Komentarze(0)
Kategoria wyjazd/wycieczka
Poranna jazda, której szczegóły ustalane były na czacie w sobotę między 20-21 ;)
Do Roztoki docieramy na dwa wozy z różnych punktów miasta.
Ruszamy czerwonym na zachód i planem ogólnym że jedziemy do 8:30 i powrót.
Ale rzeczywistość lubi plany weryfikować/mieszać i walić gałęzią w łeb. W ten łeb to dostałem Ja, ale na tyle niegroźnie że krew, zauważył dopiero, mało przystojny pan kasujący za parking przy wyjeździe ;)
Ponadto uczestnicy wycieczki doświadczyli na własnej skórze, brak kompatybilności między oznakowanymi szlakami turystycznymi a Mną. Efektem tego, nudnie zapowiadająca się droga powrotna, po własnych śladach, urozmaiciła się mimowolnie w szereg zwrotów, poszukiwań i odkryć że słońce jest nie tam gdzie być powinno ;)
Widać to doskonale na tracku, którego dramatyzm jest nieznacznie podkolorowany niewyrabiającym się gps'em.
Ten kawałek czerwonego poznałem w zeszłym roku i moje zauroczenie nim się podwoiło. Kręte single, zjazdy, ścieżki prowadzące wałem starorzecza Wisły - poezja. Tylko komary to masakra - nie ma mowy o postoju.
To była moja ostatnia jazda na testowym Banicie, potwierdzająca tylko mój bardzo pozytywny odbiór tego roweru.
Do Roztoki docieramy na dwa wozy z różnych punktów miasta.
Ruszamy czerwonym na zachód i planem ogólnym że jedziemy do 8:30 i powrót.
Ale rzeczywistość lubi plany weryfikować/mieszać i walić gałęzią w łeb. W ten łeb to dostałem Ja, ale na tyle niegroźnie że krew, zauważył dopiero, mało przystojny pan kasujący za parking przy wyjeździe ;)
Ponadto uczestnicy wycieczki doświadczyli na własnej skórze, brak kompatybilności między oznakowanymi szlakami turystycznymi a Mną. Efektem tego, nudnie zapowiadająca się droga powrotna, po własnych śladach, urozmaiciła się mimowolnie w szereg zwrotów, poszukiwań i odkryć że słońce jest nie tam gdzie być powinno ;)
Widać to doskonale na tracku, którego dramatyzm jest nieznacznie podkolorowany niewyrabiającym się gps'em.
Ten kawałek czerwonego poznałem w zeszłym roku i moje zauroczenie nim się podwoiło. Kręte single, zjazdy, ścieżki prowadzące wałem starorzecza Wisły - poezja. Tylko komary to masakra - nie ma mowy o postoju.
To była moja ostatnia jazda na testowym Banicie, potwierdzająca tylko mój bardzo pozytywny odbiór tego roweru.