Rano mróz i walka z nowymi zaspami po drodze. 3 razy musiałem pokornie z buta. Powrót już w wyższej temperaturze ale za to w ciągu dnia rozwinęło mi się przeziębienie, więc jechałem już w lekkim stanie podgorączkowym. Ostatni kawałek jak wczoraj pod wiatr, ale że cieplej więc efektu pękania skóry na kościach policzkowych już nie odczułem ;)
Fajna jazda. Udaje mi się unikać posolonych odcinków a wzdłuż Wołoskiej patentuje wydeptaną przez pieszych i wygwizdaną przez wiatr ścieżkę. Zimno, ale się organizm mi zaadaptował w większości. Ale będzie jeszcze ciepło i fajnie:
Niby -8 ale jakoś tak ciepło ;) Ubrałem się optymalnie tylko już w trakcie jazdy dołożyłem drugą czapkę, bo przez cieniutki polar kominiarki wiatr wymrażał mi siwy włos na skroniach :D Napęd z pociągniętym łańcuchem na zębatkę o dwa zęby większą, lepiej daje radę z śniegu. Choć to jeszcze do ideału brakuje. Tak to wygląda w smutnym świetle dla powszedniego:
Całą noc padało, więc rano sanna po świeżutkim puchu. W niedzielę posiedziałem w piwnicy godzin kilka i przezbroiłem Specajnera na wersje zimową. Reba poszła na hak zastąpiona sztywniakiem. Przerzutki, kaseta i manetki też zimują w piwnicy. Stara Sora robi za napinacz. Jednak przełożenie się okazało za sztywne na aktualne warunki więc zaraz ponownie schodzę do piwnicy-ciemnicy. Ale ogólnie fajnie, męcząco ale fajnie. Nie tak fajnie jak na filmie poniżej ale może być ...
Dziś kilometraż nareszcie odbiegający od rutyny. Trasa tyko codzienna pokonana dwa razy. Po ciemku, na śniegu widać fajną lodową warstwę. Rano było niby -9 ale takiego mrosu jakoś zupełnie nie odczuwałem. No może zanim się rozgrzałem to twarz, a nos w szczególności cierpią. A nicto. Mimo śniegu, lodu i mrozu takie warunki chyba jednakowoż przedkładam nad takie:
Rano -7, ale wręcz tego nie odczuwałem. Uzbroiłem się w 5 warstw (kolega w pracy mnie policzył ;) na tułów i dwie na ręce. Podkoszulka totalnie mokra. Na trasie są miejsca tak wylizane przez wiatr że lód aż lśni. Tam bardzo ostrożnie i czujnie. Na zmrożonym śniegu jazda idealna bez zahamowań ;)
Chłodno dość i ślisko. Na idealnie zalodzonym łuku ścieżki, Matka Ziemia upomniała się czule o moje dojrzałe, męskie ciało. Drżąc z emocji, przytulony dolną częścią rzeczonego ciała do Niej, wespół z rowerem przebyłem jakieś 5-6 metrów. Szczęśliwie obyło się bez strat materialnych ;) Powrót już bez sensacji, ale pod wiatr. A tutaj się Dziewcze chwali treningiem, i ma czym ;)
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042