Czerwonym szlakiem przez Kampinos
Sobota, 10 września 2011
· Komentarze(4)
Kategoria 100'etka, wyjazd/wycieczka
Pobudka czarną nocą około 5 - zimno i mgła. Przed 6 we dwójkę z Rafałem ciągniemy przez puste sobotnie ulice w szarym świetle poranka w rzednącej już mgle.
Troszeczkę niezaznajomiony z realiami PKP podniosłem sobie adrenalinę odchodząc od okienka kasy na 2min przed odjazdem ;)
Pakując się do pociągu odnotowujemy pierwszą stratę tego dnia, gdyż jeden z uczestników wycieczki się nie obudził (znak życia w formie sms'a odbieram w Sochaczewie ;) . Z lękiem wyglądamy na zachodnim kolegi Michała - był :D
Na dworcu w Sochaczewie czeka czwarty z uczestników - Jacek, człek bywały w okolicy, więc obarczony został automatycznie przewodnictwem w wyprowadzeniu naszej grupki z miasta w las.
Na szlak ładujemy się w Tułowicach po 16'to kilometrowej rozgrzewce nie tak pustą jak byśmy chcieli, asfaltową 706'ką.
Narada na początku szlaku ;)
Kiedyś jeździłem już po Puszczy Kampinowskiej i pamiętałem raczej piach ale to co zobaczyliśmy od samego początku szlaku to kwintesencja terenowej jazdy.
Gruntowe twarde drogi, wąskie single biegnące grzbietami wydm starorzecza Wisły, podjazdy, zjazdy - słowem czad.
Na jednym z odcinków biegnących wspomnianym grzbietem podejmujemy (nieświadomie zupełnie) wyścig równoległy ze sporych rozmiarów dzikiem, który ciął u podnóża grzbietu. Przyspieszał i zwalniał próbując przeskoczyć na drugą stronę gdzie najwidoczniej miał coś do załatwienia ;) W końcu wykorzystując to że się na niego zagapiliśmy przyspieszył i przeskoczył przed nami przez ścieżkę. Bardzo fotogeniczna scena ale my nieprzygotowani ;/
W Górkach zaliczamy pierwszy popas w sklepie - później kawałek asfaltem jak wiódł nasz szlak i znowu w las. Jacek próbował nas edukować historycznie przy pomocy licznych śladów ale niestety dla większości "celem jest droga" ;)
Trafiamy na ostrzeżenie o okresowych utrudnieniach w pokonaniu kawałka szlaku. Nie zrażając się pokonujemy go z koła zaliczając tylko większe lub mniejsze próbki ekologicznego, puszczańskiego błota ;)
Peleton przez las jadący w kierunku słońca :D
Przed samą Roztoką kolejny piękny zjazd kończący się z głębokim piachu - a jednak ;)
W trakcie popasu na parkingu w Rostoce, dodzwania się Piotrek - nasz niedoszły uczestnik. Się wyspał, dojechał metrem do końca i zmierza ku nam na przeciw. Krótka narada, synchronizacja mapy, kończymy piwo i ruszamy ;)
Zaczynają się odcinki z piachem, na szczęście zawsze obok drogi znaleźć można wąskiego singla, który się wije jak ... (się powstrzymałem przed obrazowym seksistowskim porównaniem ;)
Kilka km przed Palmirami spotykamy się z Piotrkiem, który rozdziewicza rower - jak później opowiadał bolało ;)
Przed samymi Palmirami super zjazd.
przejechaliśmy stąd - dotąd ;)
Po pamiątkowym zdjęciu pod mapą Kampinosu żegnamy się z Jackiem, który nie dał się omamić wizją wielkiego żarcia w Macu na Młocinach i ruszył swoją drogą do domu a konkretnie do dużego pokoju.
Powoli zaczyna mi się kończyć paliwo. Na tyle że nie upieram się przy trzymaniu do końca czerwonego szlaku i docieramy do Kiełpina jakimś rowerowym szlakiem. Potem wzdłuż trasy do Łomianek potem park na Młocinach (tutaj żeby było szybciej ;) wbijamy się po skarpie ciągnąc rowery na placach).
Nareszcie jest. Stojąc w kolejce miałem ochotę położyć całą kasę i resztką sił wyszeptać - do pełna :D
Pokrzepiony duużą kawą i czekoladowym ciastkiem z wiśniami na górze, zbałamuciłem Rafała i drogę powrotną uatrakcyjniliśmy sobie przejazdem ścieżką rowerową po prawej stronie Wisły. Jest przyjemni, niedużo ludzi, wiatr pcha. Szkoda że ścieżka kończy się pod mostem Łazienkowskim.
Na moście Siekierkowskim wiatr kasuje nasze siły dając w pysk. Pod dom dojeżdżam w takim stanie że nic by mnie nie zmusiło do dokręcenia do okrągłego 110 ;)
Super trasa, towarzystwo i pogoda. I tutaj pada sakramentalne - kiedy powtórka :D
Troszeczkę niezaznajomiony z realiami PKP podniosłem sobie adrenalinę odchodząc od okienka kasy na 2min przed odjazdem ;)
Pakując się do pociągu odnotowujemy pierwszą stratę tego dnia, gdyż jeden z uczestników wycieczki się nie obudził (znak życia w formie sms'a odbieram w Sochaczewie ;) . Z lękiem wyglądamy na zachodnim kolegi Michała - był :D
Na dworcu w Sochaczewie czeka czwarty z uczestników - Jacek, człek bywały w okolicy, więc obarczony został automatycznie przewodnictwem w wyprowadzeniu naszej grupki z miasta w las.
Na szlak ładujemy się w Tułowicach po 16'to kilometrowej rozgrzewce nie tak pustą jak byśmy chcieli, asfaltową 706'ką.
Narada na początku szlaku ;)
Kiedyś jeździłem już po Puszczy Kampinowskiej i pamiętałem raczej piach ale to co zobaczyliśmy od samego początku szlaku to kwintesencja terenowej jazdy.
Gruntowe twarde drogi, wąskie single biegnące grzbietami wydm starorzecza Wisły, podjazdy, zjazdy - słowem czad.
Na jednym z odcinków biegnących wspomnianym grzbietem podejmujemy (nieświadomie zupełnie) wyścig równoległy ze sporych rozmiarów dzikiem, który ciął u podnóża grzbietu. Przyspieszał i zwalniał próbując przeskoczyć na drugą stronę gdzie najwidoczniej miał coś do załatwienia ;) W końcu wykorzystując to że się na niego zagapiliśmy przyspieszył i przeskoczył przed nami przez ścieżkę. Bardzo fotogeniczna scena ale my nieprzygotowani ;/
W Górkach zaliczamy pierwszy popas w sklepie - później kawałek asfaltem jak wiódł nasz szlak i znowu w las. Jacek próbował nas edukować historycznie przy pomocy licznych śladów ale niestety dla większości "celem jest droga" ;)
Trafiamy na ostrzeżenie o okresowych utrudnieniach w pokonaniu kawałka szlaku. Nie zrażając się pokonujemy go z koła zaliczając tylko większe lub mniejsze próbki ekologicznego, puszczańskiego błota ;)
Peleton przez las jadący w kierunku słońca :D
Przed samą Roztoką kolejny piękny zjazd kończący się z głębokim piachu - a jednak ;)
W trakcie popasu na parkingu w Rostoce, dodzwania się Piotrek - nasz niedoszły uczestnik. Się wyspał, dojechał metrem do końca i zmierza ku nam na przeciw. Krótka narada, synchronizacja mapy, kończymy piwo i ruszamy ;)
Zaczynają się odcinki z piachem, na szczęście zawsze obok drogi znaleźć można wąskiego singla, który się wije jak ... (się powstrzymałem przed obrazowym seksistowskim porównaniem ;)
Kilka km przed Palmirami spotykamy się z Piotrkiem, który rozdziewicza rower - jak później opowiadał bolało ;)
Przed samymi Palmirami super zjazd.
przejechaliśmy stąd - dotąd ;)
Po pamiątkowym zdjęciu pod mapą Kampinosu żegnamy się z Jackiem, który nie dał się omamić wizją wielkiego żarcia w Macu na Młocinach i ruszył swoją drogą do domu a konkretnie do dużego pokoju.
Powoli zaczyna mi się kończyć paliwo. Na tyle że nie upieram się przy trzymaniu do końca czerwonego szlaku i docieramy do Kiełpina jakimś rowerowym szlakiem. Potem wzdłuż trasy do Łomianek potem park na Młocinach (tutaj żeby było szybciej ;) wbijamy się po skarpie ciągnąc rowery na placach).
Nareszcie jest. Stojąc w kolejce miałem ochotę położyć całą kasę i resztką sił wyszeptać - do pełna :D
Pokrzepiony duużą kawą i czekoladowym ciastkiem z wiśniami na górze, zbałamuciłem Rafała i drogę powrotną uatrakcyjniliśmy sobie przejazdem ścieżką rowerową po prawej stronie Wisły. Jest przyjemni, niedużo ludzi, wiatr pcha. Szkoda że ścieżka kończy się pod mostem Łazienkowskim.
Na moście Siekierkowskim wiatr kasuje nasze siły dając w pysk. Pod dom dojeżdżam w takim stanie że nic by mnie nie zmusiło do dokręcenia do okrągłego 110 ;)
Super trasa, towarzystwo i pogoda. I tutaj pada sakramentalne - kiedy powtórka :D