Dwa dni w Świętokrzyskiem - dzień 2

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(2)
Po sutym sniadaniu oraz próbie zaplanowania gryplanu na dziś dzien - ruszam. I zaraz za bramą, droga w kierunku przeciwny w stosunku do planu, zdała mi się bardziej atrakcyjna ;) jest ok, na rozgrzewke delikatnie pod górę, utwardzoną drogą przwciwpożarową. Droga wiedzie delikatnie w kierunku w ktodym do Kielc robi się coraz dalej :)
Po extra zjezdzie trafiam na skrzyżowanie i nawracam na zachód. Droga się łagodnie pnie, opada cały , wije - istny flow. Nawierzchia z ubitego tłucznia, ale wielkie koło wygładza. Na kolejnym skrzyżowaniu bez wiekszej analizy ruszam w prawo i po zjeździe wpadam na afaltowy podjazd. Tablica mowi ze to Makoszyn Wg mapy nie jestem tam gdzie chciałem ;) nie ma sklepu a zaczyna się robić ciepło - nicto wracam do lasu do skrzyżowania. Mapa sugeruje jazde w prawo - potwierdzam na gps'ie a słońce położeniem swoim , akceptuje. Czad, droga znowu faluje - Banita leci 26km/h, drobne kamyki strzelaja spod opon. Ciepło i słonecznie - poezja! Dobijam do Niwy a potem asfaltem do daleszyc. Po drodze, odnajduje się niebieski szlak który wg pierwotnego planu miał mnie dowieść do celu. przejeżdżam Daleszyce. W Brzechowie przy pomcy rowerowego, nieletniego autochtona, trafiam do sklepu dla miejscowych. Na szczescie nie musiałem używać dzwonka bo pani akuratnio była. Nabywam wodę i batonika i na ławeczce się wślipiam w mapę. Po chwili dołącza do mnie nieletni zrowerowany autochoton nr 2. Za późno, bo batonik był maly :) zapytuję czy przyjechał obejrzeć sobie kosmitę w kasku - rozbrająco potwieedza :D ok ruszam dalej niebieskim który meandruje niewyraźną ścieżką miedzy domami. W pewnym momencie jej niewyraźność się nasila a ja ląduje w szczerym polu na miedzy ;) Przebijam sie do niedalekiego lasu podejrzanego o ukrywanie niebiwskiego szlaku oraz góry. Pod lasem trafiam na droge i oczywiście po chwili na szlak :) tak jest zawsze ... Pojazd po górę do zrobienia na Banicie - kosztowny ale do zrobienia. Ja zdecydowalem sie tylko na jakieś 20m pchanko ;) na szczycie mały serwis - stery musiałem dokręcić. A potem zjazd - Banita lubi takie :) 180mm tarcza daje moc i łagodność jednocześnie - pelna kontrola. Widelec wrażliwością nie grzeszy ale duże przeszkody łyka jak bocian. Docieram do asfaltu. Niebieski jak zwykle mi znika ale usłużne harcerki bezinteresownie donoszą że "w prawo". Trafiam najwyraźniej na rajd. W Niestachowie niebieski znowu znika i muszę robić nawrót. W lesie trafiam na czarny rowerowy, który idąc z niebieski omia bardziej ambitne wzniesienia. Droga miejscami błotnista.

Trafiam też na efekty prac wysoce wyspecjalizownego konserwatora szlaków.

Tylko wycinal a co spadlo na droge - zostalo - orzeszkur..
Mijam kolejne zastępy harcerzy - kiedyś też tak chodziłem. Ale to były czasy pre mtb :D
Za kolejnym zakrętem wypadam z lasu wros na bród - przez króciutką chwile widze siebis ak rozpedzony atakuje go w galpie robiac wielki chlup. Szczesliwie rozważna pokonała romantyczną i z banita na ramieniu pokonuje potok "kładką".
Po przeprawie ruszam czarny szlakiem ale tylko kawałek. Odbjia w kierunku który niezbyt pasuje do planu ... Po chwili wypadam na asfalt w Mojczach. Zasiegam języka u miejscowego, kładącego wosk na zaje-biście sportowo i kolorowo wyglądającej bryki. Wskazówka jak dojechać na dworzec pkp w Kielcach brzmi wręcz bezwstydnie prosto : jedź pan cały czas prosto! ;) Jadę więc. Po 100 m pierwszy sukces - tablica Kielce mi się objawia. A dalej cały czas ... prosto! Jedne śwatła, drugie trzecie i jestem na deptaku w centrum. Bardzo przyjemne wyglądające miejsce - zwłaszcza ze z perspektywy roweru. Jeszcze tylko przeprawa przez remontowana dwupasmowke - jakoś już mi się nie chce nosić Banity po schodach. Do odjazdu, mam czas jeszcze na żarcie, idealnie, jakbym próbował tak to wszysto zaplanować to by się coś na bank zesr..ło.
Zadowolony jestem z całego eventu jak dziecko. Pociąg zatrzymuje się w Suchedniowie - rzut oka na mapę - zgadnijcie gdzie będzie następna raza?? ;)
Niespodziewanie pociąg IC zatrzymuje się na stacji z której ruszyłem 32godziny wcześniej. W 15 sekund wypadam na zewnątrz niczego ważnego nie gubiąc.
A tak wygląda zadowolony z siebie "stary boy"


Komentarze (2)

Tylko że na zawodach musisz napierać w takiej kąpieli błotnej a na wycieczce robisz foto i omijasz możliwie najmniejszym łukiem ;)

artd70 06:48 środa, 23 maja 2012

Ups, ta pierwsza fotka przypomina mi zeszłoroczny maraton w Szydłowcu :D

kantele 06:33 wtorek, 22 maja 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!