Zaraziłem pomysłem staru w Mazovii 12h kolegów z pracy. A następnie, razem już, perfidnie wykorzystując korporacyjne mechanizmy godnieśmy się ubrali i wycyganili na opłaty startowe ;)
Pierwsze, zapoznawcze kółko zleciało w euforii. Kolejne trzy z rozpędu. Dalej było słabiej. Żar walił z nieba. Po sześciu obrotach - makaron. W organizm wróciła nadzieja. Nie na długo ... Dzięki Bogu i Pani Kasi w bufecie pojawiło się ciasto a Michał wyciągnął tajną broń - kabanosy. Po takiej kuracji dopingowej, nawet nie daliśmy się wyprzedzić dziewczynie ;) Ostanie kółko zrobiliśmy po ciemku. Kawałki trasy wijące się przez nadwiślańskie chaszcze były jakby fajniejsze w świetle bocialarki ;) Po 12 kółkach uznaliśmy wspólnie że jesteśmy usatysfakcjonowani i po cichu ruszyliśmy do domu ... A Oni jeździ dalej. Zwycięzca, młody chłopak z którym jechałem kawałek kółka w zeszłorocznym 24h, wykręcił 22 kółka w 11:54:17 - szacun. Tak w szczegółach wyglądała pętla 12 razy ;)
Rano straszyła mnie wielka czarna chmura a nawet pojedyncze krople deszczu. Ale się rozminęliśmy ;) Ślady opadu minąłem po drodze - bardzo przyjemna sprawa. Przy Żwirkach zaczynają pachnieć lipy znaczy że wakacje tuż tuż ... W obie strony ścieżką przy torach zarośniętą cokolwiek. Chaszcze chłoszczą po pęcinach ale nic to - fajna jest ;)
Plan na ten weekend był inny. Ale okoliczności życia codziennego są dynamiczne i plany musiały się zmienić. Szczęśliwie z rowerowych na inne rowerowe ;) Hasło "Jedźmy do Krakowa" padło już kilka sezonów temu. Z racji niespełnienia i trochę urealnienia, ewoluowało na "To może do Radomia". Jednakowoż każdy założony termin padał pod wpływem jakiś przeszkód. Aż do 8 czerwca 2013 ;) kiedy to podłączyłem się do ekipy zeszłorocznych zdobywców trasy W-wa-Suwałki - Valdiego i Marasa, kumpli Michała. O 4:00, spóźniony z lekka, ruszam z kopyta. Super sprawa, puste ulice więc szybko wpadam na miasteczko Wilanów, na punkt zborny. Bez ceregieli, kompletną czwórką, ruszamy z kopyta i od razu wjeżdżamy w mgłę. W Piasecznie zaczyna się czarna seria zniechęcających przypadków - Valdi łapię pierwszą a po 3 km - Ja. Za Grójcem robimy stopa na siuku i rozebranie - mgła opadła i słońce przygrzewa. Jadać na kole, robimy fajne średnie ;) Kawałek potem Valdi omijając jakąś dziurę, spada na pobocze i mamy kolejny pit-stop. Tym razem - dętka, opona i obcierki na Valdim, który zaczyna złym okiem oceniać swoją kolarkę ;) Przed Nowym Miastem nad Pilicą, kolejna guma ... Do Odrzywoła wjeżdżamy z mocnym postanowieniem śniadania. Dobrze, bo mój organizmy mruga rezerwą ;) Tutaj też się rozdzielamy, Valdi, Marek i Michał jadą dalej na południe do Krakowa a Ja wracam przez Białobrzegi i Warkę do Warszawy. W osamotnieniu średnia spada, ale mogę się porozglądać i po-napawać przepięknymi okolicznościami przyrody ;) Robię stopa na siuku, leżakowanie i uzbrojenie w słuchawki. Na niektórych podjazdach bojowo utrzymuję tempo pod bity podkładu muzycznego ;) Tuż za Białobrzegami trafiam w przelotny opad. Na tyle przelotny, że się nie szukam schronienia tylko przyjmuje jako chillout. Przed Warką spotykam się burzą - tym razem wolę przeczekać na przystanku - szczęśliwie trafiam na taki z całym dachem ;) W Warce przeczuwając następne "mruganie rezerwy", spożywam pomidorową popijając Radlerem Warki (miejsce zoobowiązuje ;). W cokolwiek już zmaltretowany organizm wraca nadzieja ;) Do Góry Kalwarii droga faluje a z nieba chwilami popaduje. Za Górą, na drodze do Konstancina zaczynam mieć dość ;) Za Konstancinem, gdzieś mi się gubi jeden klocek z przedniego hamulca - tarczówki - nienawidzę ich ... Na szczęście do domu mam już rzut beretem. Ujechałem się ale nie zmasakrowałem - to fajnie. Wieczorem dostałem sms'a od Michała, że dotarli do Krakowa, ale atrakcji był ciąg dalszy - szczegóły poznam w poniedziałek. Taki ślad zrobiłem:
I jeszcze dla ilustracji, zdjęcie Specajnera w wersji touring ;)
Do i roboty plus wypad d Airbika. Specajner przezbrojony na gumy asfaltowe. Jutro ma być dłuższa jazda. Bardzo dłuższa ;) Wieczorem dokręciłem jeszcze nowo-zakupiony leżak od TranzX'a. Nigdy nie jeździłem, ustawiony na oko, może być porażka ...
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042