Monteria Fat Bike Race 2018

Sobota, 3 lutego 2018 · Komentarze(0)
Tegoroczna edycja Fat Bike Race była co najmniej podwójnie inna od tej z 2017. Po pierwsze trasa: dłuższa, z ciekawym objazdem Szczelińca i masakrującym podjazdem z Pasterki do Karłowa (ale o tym później). Druga "inność" to warunki. Na kilka dni przed wyścigiem przyszła odwilż. Szczęśliwie na dwa dni przed wyścigiem, wróciła zima. Temperatura spadła, spadło trochę śniegu i zrobiło się mniej wiosennie. Ale nie na całej trasie ;)
Start
Zaczynam w swoim tempie, i się rozpędzam. Jest pięknie, słonecznie i coraz cieplej - za ciepło?. Na szczęście łączce, jadąc zbyt blisko innego uczestnika, zbyt późno reaguję na pojawiającą się na zakręcie kałużę. Skutkiem tegoż, ląduje w niej po krótkim locie przez kierownicę. Rękawice mokre, jedna noga też, ale równocześnie robi się chłodniej. Czyli raczej na plus ;)

 Z łąki trasa prowadzi w las. A tam tańce na lodzie :) Później słynna kładka. Wieści od orgów mówiły że do połowy długości, pokryta jest lodem. Co prawdą okazało się być. Ponieważ trafiam na nią w towarzystwie, które maszeruje, toteż skwapliwie się dostosowuje. Palce u stóp mają się szansę odrobinę poruszać.
Za kładką, mamy pierwszy singiel na trasie. Jadę, na zjeździe trochę schodzę, dalej zjeżdżam. Tuż przed mostkiem, przednie koło ostrzegawczo się ślizga - ostrożności wracaj! Wracamy na zalodzone koleiny leśnych dróg.
Na jednym ze zjazdów, znowu poślizg przedniego koła. A że prędkość była, to w sekundę znalazłem się po drugiej stronie. Z tyłu usłyszałem tylko "o ku..wa!". Zaskoczeni? Przerażenie? Podziw? Nie wiem ;)
Docieram do wyczekiwanego bufetu. Zawodnicy przede mną, po wyścigowemu łapią kubki z wodą i lecą dalej. Ja się zatrzymuję na herbatkę i banana. W sam czas, ten bufet.
Chwilę po bufecie, przekraczamy asfaltową drogę i zaczyna się jesienna część trasy. Lód pojawia się tylko miejscowo, na ogół jest goła ziemia i błoto. Dużo błota. Na łące za Szczelińcem, warunki wiosenne. Moje tylne koło obute w Maxxisa Icona 2.8 zanurzonego w miękkim błocku, na podjazdach kręci w permanentnym niemal poślizgu. Fajnie ale bez przesady.
Wracamy do lasu. Zaczyna się zjazd, szybki i kamienisty. Jest też eksponowany singiel. Z lewej zbocze, z prawej "przepaść" - czad!
Zlatujemy do Pasterki. Na liczniku 26 km, więc to już rzut beretem. Szkopuł w tym, że te ostanie 4 kilosy, są po zalodzonym serpentynie asfaltu pod górę. Na początku jest fajnie, bo mijam kilka osób, potem już mnie fajnie. Jeden z mijanych zawodników, nie  mógł się powstrzymać i podzielił się ze mną swoją refleksją: "By żesz to chu.. !" Trafnie, soczyście, z wdziękiem i zabawnie :D
Gdzieś pod koniec organizatorzy postawili młodą wolontariuszkę. Chyba tylko po to żeby odpowiadała: "Nie, już niedaleko, zostało troszeczkę podjazdu ...".  Obiektywnie była to prawda, aczkolwiek w myślę że dla większości pytających "troszeczkę" było i tak zbyt długie.
Tuż przed końcem podjazdu, dochodzę jednego z zawodników na facie. A mnie łapie kolega na twentyninerze. Na zjeździe fat zostaje w tyle. Chłopak na góralu, z wypiętą lewą nogą, szybko tnie lewym poboczem - na lodzie nosi go efektownie. Ja pruję prawą stroną. Fotograf uprzejmie schodzi do rowu, żeby mnie przepuścić i zrobić zdjęcie - czy je znajdę? Mam ogromną nadzieję, że tak :)
Zjeżdżamy do drogi i meta. Na dwa metry przed bramą łapię jeszcze ostatni poślizg i koniec.

Trasa super. Zmienne warunki ją tylko urozmaiciły. Jak będzie za rok? Może więcej śniegu się trafi ...
Ekipa przejechała bez strat w ludziach i sprzęcie - to dobrze. A że ambicje sportowe, u większości (w tym i moje oczywiście) nie zostały zaspokojone to bardzo dobrze ;)

Polecam film zmontowany na potrzeby oficjalnej relacji z imprezy jest na stronie fatbike.com.pl
https://youtu.be/RSy2mCCNWKY

Suche fakty wyglądają następująco:

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!