Unior Mazovia 24H

Niedziela, 15 lipca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 100'etka, zawody
Prolog. O starcie w 24H właściwie nie myślałem nigdy. Impulsem była propozycja kolegi Michała z team29er, który zaproponował wspólny start, jakby to była niedzielna przejażdżka ;) A ja ją, tą ofertę, łyknąłem jak wygłodniały ... cóś ;)
Początek:
Tradycyjnie dla Mazovii24H start jest z buta w stylu Le Mans . Jako że nie biegam na ogół - bo mam rower ;) - pokonuję te 300m godnie i średnio spiesznie (HR mi skacze do 168).
Potem już po ludzku, normalnie, na Specajnerze:

Pierwsza pętla zapoznawcza, Trzymamy się we trójkę team'ową . Ja, ewidentnie, korzystam z doświadczenia kolegów dla których to nie jest pierwsze 24h - i się dlatego oszczędzam.

Po jakiś 6 godzinach i kilku krótkich i dłuższych przerwach w głowie zaczynają się przewalać myśli - JAK TO SIĘ STAŁO ŻE TU JESTEM - przecież mnie nawet tak bardzo nikt nie namawiał ...
Mamy szczęście bo szkwał i intensywny opad zastaje nas na bufecie.
Po deszczu mokry odcinek przez las robi się jeszcze ciekawszy z mocną obietnicą ekscesów po zmroku ...
Po kliku okrążeniach, obserwuję u siebie zabawne uczucie wyłączania się mózgu na odcinku po wale. Wzrok skupiony na przednim kole (lub ewentualnie dodatkowo na tylnym kole prowadzącego), przesyła do mózgu zupełne minimum sygnału żeby tlko utrzymać kurs na 20 cm ścieżce.
Fajne są też zakręty, które po 10 powtórzeniach, po zmroku, można ciąć prawie na pamięć ;)
Po zmroku, makaronie, zupie i herbacie, zbroimy się we światła i robimy "nocne okrążenia" - bardzo fajne okrążenia.
Ostatecznie, koło 23:00 i 13 kółkach poddajemy się i po krótkiej drzemce w Red Bull'owych leżakach pakujemy się na 4 godziny do zalanego namiotu. Żaden z nas nie odniósł wrażenia że spał ;)
Koło 6, po śniadaniu z grilla ;) ruszamy z powrotem na trasę. Początkowe okrążenia napawają optymizmem. Aczkolwiek zdradziecki cios i przysłowiowy kij w szprychy zadaje obolała, odparzona dupa!!! Jedność teamowa zostaje rozbita i przeważnie jeździmy sami. Przed ostanie kółko robię z Michałem, który narzuca wysokie tempo.
Po ostatniej pętli 21'szej pętli w większości pokonanej na stojaka gdyż "żyć wołała ratunku mordują" ;) Większość trasy jechałem w towarzystwie dwóch kolegów którzy jak ja chcieli "godnie" zakończyć 24 godzinę. W pedałach, w siodle, z bolącą po ułańsku dupą.
Niestety zgubiłem ich na ostatnim podjeździku gdy spadł mi łańcuch ukazujący ostatni z dowodów psucia roweru przed zawodami.

Pod prysznicem, zastanawiam się jak szybko uda mi się zapomnieć ból i dopuścić do siebie myśl o ewentualnej powtórce w przyszłym roku - czyżby masochizm ??


Wynik sportowy: Jak zwykle w połowie stawki ;) 10/19 w M4 i 50/101 w SOLO. Najszybsze okrążenie 00:30:55 :) A to co wykręcili ludzie z podium, to dla mnie jest jakaś abstrakcja. Po prostu, jak bym tego nie widział to by mi było ciężko uwierzyć. Pełen szacun!!!

Ślad z endomondo z niedzieli:

Komentarze (2)

Tak, własne słabości, na moim poziomie, są pierwszoplanowym przeciwnikiem. Natomiast szukanie motywacji w postaci innego zawodnika "w zasięgu" jest łatwiejsze, bo trasa jest pętlą i masz wyniki online. Jak zdecyduję się na ponowny udział to będę chyba celował w 300 ;) A może namówię kogoś na quatro ??

artd70 14:02 środa, 18 lipca 2012

Gratulacje !!!! Tyle czasu w siodle.
Fajna impreza, inna niż maratony MTB, a podobna do brevetów, bo w zasadzie ścigasz się sam ze swoimi słabościami. Może w przyszłym roku spóbuję swoich sił, a może jeszcze w tym będzie ZARZYNEK - zobaczymy.

dodoelk 11:44 środa, 18 lipca 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!