Pogoda ideał - dla mnie ;) Po tygodniowym rozstaniu znów na DSpecajnerze. Tych klika dni na GT'eku uwrażliwiło mnie na nierówności, ale też z drugiej strony po przerwie odczułem lżejsze opony. Rower łatwiej się zbiera - albo to tylko takie wrażenie ;)
Powrót też miał być przy torach ale na Racławickiej łańcuch mi strzelił. W torbie scyzoryk bez skuwacza, więc z buta do R99 się udałem. Dawno tam nie byłem. Martinez mi szybko spinką uratował dalszy powrót. Niestety na dłuższe zwiedzanie sklepu nie było czasu ;/
Do pracy dawno nie odwiedzaną ścieżką przy torach. Brama na budowę przy pętli tramwajowej była otwarta zachęcająco a sama ścieżka lekko zarośnięta. NA fulu przyjemna łagodna jazda, choć GT'ekowi awaryjnie wyciągniętemu z piwnicy przydała by się dłuższa chwila dopieszczenia ;)
Chwilowo się obraziłem a Pompina, który doprowadza mnie do szału kapciami w tylnym kole. Muszę przedsięwziąć jakiś plan naprawczy i zapobiegawczy. Natenczas odpaliłem awaryjnie Gt'eka.
Przyjemna jazda tylko w tyle powietrze zaczęło schodzić - Pompino się odgrywa że go zaniedbuję. Ale jak na nim jeździć skoro co i ruch kicha z tyłu - jakiś zaklęty krąg - jestem na skraju schizy. Jutro chyba wyciągnę GT'eka ...
Po doprowadzeniu się do wstępnego wku.. wrzenia po dwukrotnej zmianie dętki, udało mi się dojechać do roboty. Organizm w stanie nie pierwszej świeżości po Gwieździe i 4 godzinach nocnej jazdy samochodem. Ale i tak o niebo lepiej niż dwa lata temu ;)
Na start w Szeligach dojechałem leśnymi drogami, które pamiętają opony mojego Wigry 5, Pawia i Mustanga ;) Przed startem zacząłem odczuwać jakieś sensacje żołądkowe i tojtoj widziany ponad łanem kasków mocno przyzywał. Jadnakowoż info 5 minutach do startu wytłumił zew - skutecznie na szczęście ;)
Trasa była szybka - w końcu Renegade'y mogły pokazać swoje. Początkowe km wyprzedzałem i goniłem. Przed pierwszym bufetem kawał czasu jechałem sam. Na bufecie odkryłem cudowne dla mojego samopoczucia polewanie głowy (przez dziury w kasku) wodą. Całkowity brak objawów przegrzania :D
Końcówka bardzo fajnie mi się ułożyła. Na asfaltowym odcinku doszło mnie dwóch kolegów i razem, ze sprawnymi zmianami, doszliśmy parę innych uczestników. W tej parze była zwyciężczyni w K3 z I etapu ;) Narzuciła niezłe tempo po wjeździe w las pod górkę. Ciągnęliśmy w piątkę. Na kawałku przez pola poprzedzającemu mnie koledze oznaczająca trasę taśma wkręciła się w napęd. Później inny kolega nie wytrzymał tempa Uli i zostaliśmy we trójkę. Przed Buczkami po przeskoczeniu przez krajówkę na Augustów. Kolega na Specu fullu przyatakował i poszedł ;). Mój organizm metę wyczuł w Buczkach i pozwolił przyspieszyć. Zaraz po minięciu mety i wychyleniu 2 kubków płynu na bufecie - wlazłem sobie do jeziora - nirwana :D
Ślad został taki:
Wynik: Open 76/223, M4 9/41 Generalnie w całej Gwieździe wyszło tak: Open 96/219, M4 17/40 Jestem raczej zadowolony z wyniku. Jest powyżej średniej i lepiej niż w 2009 ;)
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042