Mniejsze kółko niż ostatnio. Pogoda ideala, ponieważ ruszyliśmy o 7 i żar z nieba w nas nie trafił ;) Jazda jak zwykle super. Miejscami super gładkie asfalty aż chce się ciąć bez końca :D
Wpis statystyczny. Na urlopie. Przerwa w urlopowym plażowaniu, gdyż słońce nie operuje bezpośrednio tylko zza chmur. Tempo dziecięce. Ścieżka do Hel - standard polski. Raz jest, raz barak. Miejscami baraki w nawierzchni. Na samym cyplu mnóstwo ludzi ale bardzo fajnie zrobione są alejki. Dzieci zniosły wyprawę super, aczkolwiek nie obyło się bez dopalacza w postaci lodów ;)
Weekend w rodzinnym mieście. Ale pod pretekstem testowania mogłem sobie fajnie pojeździć.
Kawałek od Siedlisk do Stradun niejednokrotnie przeze mnie zjeżdżony przy okazji zawodów organizowanych przez Zamanę, tym razem pokonywany "dla przyjemności" - ujął mnie niezmiernie. Okazało się że jest kawałkiem większego kółka oznaczonego jako niebieski szlak rowerowy przez Morenowe Wzgórza. Naprawdę godny polecenia :)
Plan na ten weekend był inny. Ale okoliczności życia codziennego są dynamiczne i plany musiały się zmienić. Szczęśliwie z rowerowych na inne rowerowe ;) Hasło "Jedźmy do Krakowa" padło już kilka sezonów temu. Z racji niespełnienia i trochę urealnienia, ewoluowało na "To może do Radomia". Jednakowoż każdy założony termin padał pod wpływem jakiś przeszkód. Aż do 8 czerwca 2013 ;) kiedy to podłączyłem się do ekipy zeszłorocznych zdobywców trasy W-wa-Suwałki - Valdiego i Marasa, kumpli Michała. O 4:00, spóźniony z lekka, ruszam z kopyta. Super sprawa, puste ulice więc szybko wpadam na miasteczko Wilanów, na punkt zborny. Bez ceregieli, kompletną czwórką, ruszamy z kopyta i od razu wjeżdżamy w mgłę. W Piasecznie zaczyna się czarna seria zniechęcających przypadków - Valdi łapię pierwszą a po 3 km - Ja. Za Grójcem robimy stopa na siuku i rozebranie - mgła opadła i słońce przygrzewa. Jadać na kole, robimy fajne średnie ;) Kawałek potem Valdi omijając jakąś dziurę, spada na pobocze i mamy kolejny pit-stop. Tym razem - dętka, opona i obcierki na Valdim, który zaczyna złym okiem oceniać swoją kolarkę ;) Przed Nowym Miastem nad Pilicą, kolejna guma ... Do Odrzywoła wjeżdżamy z mocnym postanowieniem śniadania. Dobrze, bo mój organizmy mruga rezerwą ;) Tutaj też się rozdzielamy, Valdi, Marek i Michał jadą dalej na południe do Krakowa a Ja wracam przez Białobrzegi i Warkę do Warszawy. W osamotnieniu średnia spada, ale mogę się porozglądać i po-napawać przepięknymi okolicznościami przyrody ;) Robię stopa na siuku, leżakowanie i uzbrojenie w słuchawki. Na niektórych podjazdach bojowo utrzymuję tempo pod bity podkładu muzycznego ;) Tuż za Białobrzegami trafiam w przelotny opad. Na tyle przelotny, że się nie szukam schronienia tylko przyjmuje jako chillout. Przed Warką spotykam się burzą - tym razem wolę przeczekać na przystanku - szczęśliwie trafiam na taki z całym dachem ;) W Warce przeczuwając następne "mruganie rezerwy", spożywam pomidorową popijając Radlerem Warki (miejsce zoobowiązuje ;). W cokolwiek już zmaltretowany organizm wraca nadzieja ;) Do Góry Kalwarii droga faluje a z nieba chwilami popaduje. Za Górą, na drodze do Konstancina zaczynam mieć dość ;) Za Konstancinem, gdzieś mi się gubi jeden klocek z przedniego hamulca - tarczówki - nienawidzę ich ... Na szczęście do domu mam już rzut beretem. Ujechałem się ale nie zmasakrowałem - to fajnie. Wieczorem dostałem sms'a od Michała, że dotarli do Krakowa, ale atrakcji był ciąg dalszy - szczegóły poznam w poniedziałek. Taki ślad zrobiłem:
I jeszcze dla ilustracji, zdjęcie Specajnera w wersji touring ;)
Tempo wycieczkowe bo kompan nie w formie. W Lesie Kabackim mokro na potęgę. Miejscami las jest zalany kompletnie. Sporo błota. Canisy fajnie trzymają. Zaliczyłem jeden podjazd na Kazurkę. Renegat nieźle się wspina ale flow'u na nim nie czuć nic a nic.
Plan wycieczki zaiskrzył w piątkowy późny poranek w robocie, w miłym świetle słonecznym. Nic dziwnego bo wieczorem zignorowałbym wszelkie tego typu propozycje ;) Proces kompletowania squad'u się rozpoczął ale nie rozbuchał bo ostatecznie stanęło na trzech ;) Rano wypadłem z domu spóźniony wprost na świetny wschód słońca. Niestety po wyjściu z metra na Młocinach już go nie było. Nawet nie jest zimno - pewnie dlatego że startujemy z wiatrem. Nicto, ruszyliśmy w kierunku KPN'u na czuja gdyż początkowo znajdowaliśmy się poza mapą ;) Na czuja ale w punkt! Michał który dla wygody pozostałych, bezwiednie (jako właściciel mapy ;) zostaje Nawigatorem :) I wywiązuję się dzielnie gdyż nie gubimy się właściwie w ogóle. Trasa super. Kawałek czerwonym szlakiem znamy bo robiliśmy go rok temu tylko w przeciwnym kierunku. Jedziemy ubitymi drogami lub wąskimi singlami wijącymi się między drzewami. Super jazda. W Roztoce mamy punkt zwrotny - robimy siku i ruszamy z powrotem zielonym szlakiem.
Mimo żelaznych racji w postaci czekolady ;) w pewnym momencie czuję słabość. Dzięki Najwyższemu za dwa żele, które zgodnie z obietnicą na opakowaniu "szybko mnie kopnęły" Docieramy w końcu do cywilizacji i na znajome dla mnie ścieżki i sprawnie przebijamy się przez Stare Babice i Janów na Łosiowe Błota. Tutaj Michał uznaje że dalej mu z nami nie po drodze więc odbija w kierunku domu a dokładnie dużego pokoju. A ja z Rafałem, przez Bemowo, pod wiatr, z coraz mniejszą werwą przebijamy się do swoich dużych pokoi. Przy Malmoku rozdzielamy się i na oparach docieram do dom.
Podsumowując - bardzo udany wypad. A Kampinos ma ogromy potencjał :)
Dostałem zaproszenie na prezentacje rowerów Meridy na 2013. I się oczywiście z dziką chęcią pognałem 400km wozem. Po drodze zajeżdżam po Kolegę Mateusza :) Na miejscu gadka, jedzenie i zdjęcia. Rowerów które żeśmy zgodnie z zachętą sobie zamówili na testowe jazdy nie było gdyż podebrali je tacy jedni i nie oddali na czas jak obiecali. Ale nicto wieliśmy co zostało i poszli na deszcz ;) Fajnie było. Warunki zdjęte mobilem prezentowały się tak:
Czasu było niedużo więc zrobiliśmy maleńką pętelunie. Na podjeździe miałem mroczki mimo że wciągałem na górę carbonowe cacko z fox'em na przedzie. A na zjeździe szał w oczach dzięki lekkiemu fulowi który płynął przez błoto, kamulce i potoki. Czad!
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042