Próba ratowania dystansu miesięcznego ;) Bardzo przyjemna jazda. Powietrze odrobinę chłodniejsze, dość wilgotne po deszczu. Droga na Gassy miejscami malowniczo zaciąga się mgłą.
Początkowo chciałem dolecieć do Słomczyna, ale pomyślałem sobie - jutro poprawię ;)
Targany gorączką pragnienia nowego roweru, postanowiłem celem odwrócenia uwagi złożyć na powrót GT Grade. Od dłuższego czas polowałem na klamko-manetki, których wiedziałem że na bank nie mam. I jak już je kupiłem, to przyszedł etap zbierania do kupy wszystkich pozostałych części.
Kalmko-manetki nówki i klocki hamulcowe - nówki. Reszta używana, zużyta lub nieobecna natenczas ...
No i przyszło zwątpienie, gdyż przez dni kilka, nie mogłem znaleźć lewej części korby, że o przedniej przerzutce nie wspomnę. Jednakowoż w najniższej szufladzie, najgłębiej położonej szafki w najciemniejszym kącie piwnicy - ZNALAZŁEM!
Sam proces skręcania rozciąga mi się na 3 dni. W tym również 2 wizyty w sklepie rowerowym po pancerze, linki i końcówki ...
Jednakowoż, za nic mając przeciwności mnogość, stawiam rower na kołach i ... czekam aż deszcz przestanie padać ;) Co staje się szczęśliwie niebawem i mogę ruszyć na wieczorne Gassy ...
Satysfakcja na 98%. Niepełna, gdyż poregulować jeszcze napęd trzeba. Ale przyjemność z jazdy pełna.
Tory kolejki wąskotorowej. Aktualnie jeździ na kawałku trasy, jako atrakcja turystyczna. Dawno, dawno temu jeździłem nią jako regularną linią komunikacyjną, do rodziny na wieś. Ehh...
Tym razem po rodzinnej okolicy, króciutko i intensywnie ;)
Tym razem miało być krócej. Pogoda się trochę spsuła. Pojechałem zmierzyć się jeszcze raz z podjazdem do Sobieńczyc. Znalazłem kawałek nowej dla mnie (i chyba dla okolicznych mieszkańców też) drogi.
Żeby nie było że tylko ganiam i nic nie zwiedzam to zrobiłem sobie zdjęcie uroczo wyglądającego kościoła z 1755 roku.
Kościół Rzymskokatolicki pod wezwaniem Oczyszczenia NMP z 1755 roku - żeby nie było że tylko rower i rower ;)
W drodze powrotnej wiatr pchał i to było miłe. Trzeba tylko uważać na winniczki i pomrowy, które zawsze coś mają do załatwienia po drugiej stronie ścieżki ;)
Pierwsza urlopowa jazda. pierwsze odkrycie to nowa, gładka ścieżka od Władka do Łebcza. Jedzie się w dół, ale wiatr w twarz skutecznie obniża osiąganą prędkość. Ścieżka do Krokowej, za Starzyńskim Dworem, na podjeździe siedzi młody zając (a może dziki królik ?) i patrzy. Gdy zacząłem się zbliżać, odkicał sobie na bezpieczną odległość i znowu zaczął mnie, sobie oglądać. Za trzecim, takim odkicaniem i oglądaniem się, w ostatniej sekundzie uskoczył w bok, w chaszcze, przed kołem nadjeżdżającego z naprzeciwka rowerzysty.
Potwierdzenie starego przysłowia: ciekawość prowadzi do piekła ;)
W Krokowej, chowam się na chwilę w sklepie, żeby przeczekać opad przelotny. A potem ruszam w kierunku Karwieńskich Błot, żeby sprawdzić czy aby nie znajdę tam kół marki Hunt na zmianę, jak to się przytrafiło chłopakom z Global Cycling Network podczas testowania Rondo Hvrt ...
W drodze powrotnej, za Jastrzębią przez drogę przebiega kuna. A na ostatnim podjeździe, z pola, na asfalt wychodzi lis i tak się moim widokiem przeraził, że aż mi się go szkoda zrobiło ... Piękna jazda, w przepięknych okolicznościach, i niepowtarzalnych z elementami bliskich spotkań z fauną ziemi pomorskiej.
Po wczorajszej eskapadzie połączonej z inspekcją nowo-budowanej linii kolejowej Pisz-Ełk, myślałem że Adam zrezygnuje z mojego towarzystwa i przewodnictwa. Ale nie, odegrał się inaczej. Trener zaplanował mu trening interwałowy.
No i teraz wiem jakie to wygodne, że uprawiam kolarstwo romantyczne, które nie uwzględnia czegoś takiego jak treningi ;)
Kierunek Biała Piska, gdzie zaplanowaliśmy klasyczną fotkę pt. "coffee ride". I do tego miejsca wszystko odbyło się zgodnie z planem. Średnia piękna, wiatr bardziej pomagał niż przeszkadzał - ślicznie. Jednakowoż w drodze powrotnej, zachciało mi się przygód.
Odbiliśmy w boczną drogę z pięknym asfaltem, która zmieniła się w dobrą szutrową, a później leśną brukowaną, polną nieutwardzoną. Aż w końcu znikła przy nasypie kolejowym. Przegosowaliśmy żę nie będzie to po męsku żeby wracać, więc ...
Na koniec tylko trzepanie butów, powrót na pierwotną trasę i na obiad ...
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042