Kolejne kajakowanie. Czyli nowy konik mojej Małżonki. Tym razem Świder. Plan napięty jak guma w majtkach. Musimy dotrzeć na konkretną godzinę na miejsce zbiórki do miejscowości Radiówek, która leży w strefie budowy drogi do Lublina. Cudownie udaje się dobrzeć, jakieś 5 minut przed czasem. Jedziemy busem do Woli Karczewskiej. Tam ładujemy się do kajaków i płyniemy.
Podobno po ostatnich deszczach, poziom odrobinę się podniósł, ale i tak często osiadam na dni. Do tego powalone drzewa i wystające kamienie. Nie ma nudy, ciągle trzeba coś robić. Fajnie. Smutne jest tylko świadectwo humanoidów - zebraliśmy całą torbę śmieci, a spokojnie mogli byśmy zapakować cały kajak. Generalnie polecamy :)
Zdjęć brak, gdyż telefon robić ich nie chciał. Początek na Rosy miałem szybki, bo złapałem koło jakiegoś mocnego Gościa. Lot był tak szybki, że na skrzyżowaniu ledwie wykrzyczałem : "Dzięki!" ;) Dalej już samemu i utrzymanie średniej w okolicach 30 km/h na kolejnych lapach, było trudne. Mam nadzieję że to pourlopowy syndrom. Wahoo na strvie napisał na pocieszenie: "This was harder than your usual effort". Choć tyle. PS. W poniedziałek rano czułem tę jazdę w nogach.
Po porannych kajakach, trochę trudno się było zebrać. Ale "przymuszeni" przez spiritus movens w osobie Zony i Matki, ruszamy pobłąkać się po okolicy. Trafiamy na jeziorko Ciche, które jak głosi tablica jest polodowcowe i kwaśne. Mało w nim życia i toń czarna ... ;) Na koniec, przypadkiem, trafiamy nad jezioro Zyzdrój, które rano przemierzaliśmy kajakami.
Dzień trzeci kajakowania. Początek rzeką na której dwa razy płoszyliśmy czaplę.
Potem długie jeziora Zyzdrój. Następnie przenioska przez śluzę i rzeką, tym razem bardzo mocno porośnięta na brzegach i na dnie.
Na jeziorze Spychowo pomimo ostrzeżenia wpadamy na mieliznę z mułu. Uwalniamy się łączoną techniką zagarniania muły w tył oraz szarpania posuwistego wprzód. Za mostem znany już z dnia pierwszego kawałek Krutyni do mostu w Koczku gdzie mamy metę. Po drodze wyłowiliśmy butelkę pet, szklaną po piwie, puszkę i 3 folie. Bogato, we wrażeniach również :)
Tym razem się udało przejechać całość. Początek już bez błądzenia.
Uwielbiam to popołudniowe światło ...
Po przecięciu drogi krajowej, szlak rowerowy trafia do Rezerwatu Pupy, przez który prowadzi ścieżka edukacyjna. Rowerowo miejscami ciężko przejezdna, ale warta zobaczenia.
Jeden z wiekowych dębów w Rezerwacie Pupy
Tablice opisujące to co ukazuje przyroda niezwykle pomocne. Niestety komary żrą, więc zbyt długo nie da się w niektórych miejscach stać. Modelowe Mazurskie Sosny, wysokie i proste jak strzała ...
Na ścieżce edukacyjnej jest kilka kładek. Śliskie deski, są zabezpieczone siatką. Na jednej jej nie było i Najmłodszy się ześlizgnął w krzaki ...
Końcówka z zachodzącym słońcu Generalnie, bardzo polecam ten szlak. Ścieżka edukacyjna w Rezerwacie Pupy jest świetna i rewelacyjnie pozwala się wczuć w las.
Jedziemy autem do miejscowości/wsi Krytyń. Pierwsze odcinek do Rosochy, Krutynia płynie zalesionymi terenami. Sporo ludzi, ale podobno apogeum do weekend.
Przenioska przy młynie.
Przemysł turystyczno-kajakowy wykreował zawód wózkarza przenioskowego. Usługa kosztuje 5 zł (za kanue 10 zł). Populacja usługodawców wygląda jakby środki wydawali na bieżąco na paliwo nisko procentowe ... Potem więcej odcinków przez pola. W Ukcie mieliśmy kończyć, ale podejmujemy mężne wyzwanie żeby płynąć do Nowego Mostu. Za dopłatą oczywiście. Ostatni odcinek też głównie przez pola. Ponieważ musimy dotrzeć przed 18, kończy się relaksacyjny spływ z nurtem. O dziwo na metę wpadamy dużo przed czasem. Powrót kajako-busem bardzo sprawny. Całość - generalnie i serdecznie polecamy :)
Po obiedzie postanowiliśmy objechać Szlak Ostatniego Niedźwiedzia. Oczywiście początek to błądzenie, gdyż oznakowanie takie nieoczywiste się okazało. Na szczęście udało się nań wrócić dzięki Ride with GPS, która na mapie OSM Cycle ma go zaznaczony. Znowu jedziemy drogami leśnymi. Jest kawałek szerokiej równej szutrówki.
STOP Paparazzi ... ;)
Dźwięki, które początkowo braliśmy za odgłosy z budowy torowiska, w rzeczywistości okazały się zbliżającą burzą ...
Burzą, która niestety nie przeszła bokiem ... ;)
Ale zbytnio nas nie zmoczyła, bo trafiliśmy na wiatę na parkingu przy drodze. Ponieważ zrobiło się późno i mokro, postanawiamy skrócić wycieczkę i wrócić asfaltem. Generalnie piękna trasa. Jest kilka niedużych podjazdów i zjazdów. Las piękny. Wrócimy na poprawkę ...
Bunkier w pozycją strzelecką ... model ze zdjęcia jak widać "za krótki" ;)
Pętla prowadzi po drogach leśnych i ścieżkach. Nasz przewodnik, wzbogacił ją o co ciekawsze kąpieliska w okolicy ;)
Jak to w przypadku wycieczek rowerowych rodzinnych, nie wszyscy są równie zadowoleni ...
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/2595499136/embed/c410e56f053414536175a8af0fd0f84b5f040c30">
Sam szlak fortyfikacji to ten wielokąt na północy. Reszta to dojazd i zwiedzanie okolicy. Punkty gdzie ślad zbliża się do brzegu jeziora, to polecane kąpieliska, których jednakowoż nie testowaliśmy .... ;)
Pierwszy raz spędzamy urlop w Spychowie. Zaczynamy więc należycie, to znaczy od Szlaku Juranda ;)
Bardzo przyjemna trasa, która prowadzi przeważnie szutrowymi i gruntowymi drogami leśnymi i polnymi. Jest też kilka w sumie kilometrów asfaltu.
Popas nad jeziorem. Czekolada regeneracyjna znikła i wszyscy żałują że nie zabrali strojów to kąpieli ... ;)
Ruch samochodowy minimalny, może dlatego że niedziela - nie wiem ? Pod koniec trasy trafiamy na jeden z SZLAK FORTYFIKACJI SZCZYCIEŃSKIEJ POZYCJI LEŚNEJ, którą Niemcy budowali od Pierwszej Wojny Światowej po Drugą.
Ponieważ dostałem info z domu - "nikt na ciebie nie czeka ...", postanowiłem powrót sobie urozmaicić. Przy okazji chciałem zobaczyć rejony, gdzie dawno nie byłem, a sentyment jakiś jest.
Grade z oponami 28c, na szutrach daje radę. Komfortu i poczucia bezkarności, w porównaniu z Gravel Kingami 1.9" z Koda, zdecydowanie brak. Ale średnia wychodzi wyższa ;)
Mimo niezbyt imponującego kilometrażu, trochę się ujechałem. Ten sam dystans w kierunku Góry Kalwarii kosztował by mnie mniej czasu, ale com zobaczył nowego to moje ;)
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042