Po dniu przerwy spędzonym na jeździe samochodem a nie rowerem, Specajner niósł żwawo. W drodze powrotnej musiałem go zostawić w serwisie na szybki ogląd amora. Od poniedziałku Specajner będzie hasał po Bieszczadzkich ścieżkach ;)
Rano w deszczu, ogólnie nie zmokłem strasznie ale buty dość wilgotne. Po południu parówka. Powrót szybki bo prowadziłem pościg za parą offowców ;) Nieźle ciągnęli. Laska na szosie zsinglowanej, chłopak na góralu. Max na Rzymowskiego w apogeum pościgu ;) Bardzo fajna jazda :D
Wybrałem się z domu 20min wcześniej niż zwykle i poniosło mnie ścieżkami ;) Celem była, nie taka już nowa, ale dla mnie dziewicza terenowa ścieżka po prawej stronie Wisły. Jakiś czas temu CheEvara ją reklamowała ;) Poranną porą pusta była a te pofałdowana w okolicy mostu Gdańskiego czaderskie :D Po przejechaniu mostem na stronę lewą z powrotem bez specjalnego planu przebijałem się do roboty. A tutaj został ślad:
Z rana śliczne słońce a jazda taka delikatna, żeby wyczuć jak jestestwo zniosło wczorajsze :/ Chyba ok :) Powrót paniczny bo za drzwiami zaczęło kropić, więc uciekałem ze Śródmieścia i się udało - wróciłem na sucho :D
W czwartek powstał plan, który skrystalizował się w piątek. Zawiązała się również grupa chętnych która na miejsce zbiórki w niedzielę o 6:30 stawiła się w okrojonym (słownie trzech) stanie ;) Pierwsze 65km pod wiatr ale ochoczo to łyknęliśmy rześkimi zmianami. Fajnie się sunęło po szerokim poboczu. Po skręcie na Warkę droga malowniczo zaczęła się fałdować a wiatr mniej przeszkadzać. Dojeżdżając do Warki mogłem myśleć tylko o kanapce z wędliną i pomidorem ;) Na rynku w Warce uraczyłem się hotd-ogiem, który podniósł morale upadłe nieznacznie po analizie mapy wykazującej spory kawałek do domu :/ Droga do Góry Kalwarii też pofałdowana ale bez pobocza. Ruch samochodowy nieduży więc raczej sobie nie przeszkadzaliśmy ;) W Górze widząc sznur wozów ciągnących na W-wę odbiliśmy na Konstancin. Po prawej malownicza dolina Wisły. W Kostancinie zignorowaliśmy objazdy i dobrze bo mieliśmy dla siebie całą, nowiutką, jezdnie nowej drogi ;) W Powsinie wbiliśmy się na najstarszą znaną mi ścieżkę rowerową i lawirując w tłumie różnej maści rowerzystów/tek dotarliśmy do domów a konkretnie do dużego pokoju na kanapę ;D Tak to się prezentuje:
Rozstając się kolejno stwierdzaliśmy że przesadziliśmy - musiałem to napisać żeby został ślad przed następnym ambitnym planem ;) Do wieczora tylko jadłem, piłem i byłem spokojny ;)
Wieczorem w czwartek się poleniłem i zmianę dętki oraz nowego łańcucha załatwiłem rankiem. I to był jedyny pozytywny akcent tego dnia ;/ Jadąc ścieżką na Puławskiej znów złapałem gumę. Oczywiście miałem zapas ale po zmianie urwał się w niej wentyl kurrrrrrrrrrr... Przemaszerowałem więc 4km przez różna uliczki ... W robocie Kolega mnie poratował i udało mi się powrócić do domu. Ale jechałem ostrożniutko bo podręczną pompeczką do 7barów nie nadymam ...
Powrót na sucho. Ale za to z dziurą w dętce - lipa. Rano nie dopompowałem tylnego koła i złapałem snake'a. Na szczęście na tyle nie dużego że dopompowując 3 razy dojechałem do domu ...
Korzystając z fajnej pogody i "wolego" wieczoru, ruszyliśmy z kolegami na tylko z grubsza zaplanowane nocne wałęsanie się po W-wie. Zaczęliśmy po 20 spod GalMoku, dalej na Siekierki i Pragę. Ślad wygląda tak:
Ślad prowadził przy Powiślu gdzie spragnieni się zaspokoiliśmy ;) Później jeszcze około 23 błąkaliśmy się po Mokotowie szukając suszarni ale bezskutecznie niestety. Wieczorne Warszawskie asfalty są niezwykle miłe w użytkowaniu - bardzo fajna jazda :)
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042