Ostatnia 50'ka roku

Niedziela, 31 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Okazja się nadarzyła, by małym akcentem zakończyć rowerowo rok.

Strava, a dokładnie Veloviewer graficznie podsumował moje aktywności. Tak niewiele zabrakło do okrągłych 7 tys. :( Nicto!

Urlopowa jazda

Poniedziałek, 6 listopada 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 100'etka
Mam zaległych dni urlopu zbyt dużo, więc pogoda idealne pozwoliła mi jeden z nich wykorzystać w sposób "prawie" najwłaściwszy. Prawie, ponieważ planowałem zrobić jakąś nową trasę, ale ... nie wyszło.

Postanowiłem więc zamknąć klamrą czasoprzestrzenną tegoroczne jeżdżenie. A że pierwsza w tym roku setka, zrobiona w pierwszy ciepły i słoneczny wiosenny weekend, miała za punkt zwrotny zamek w Czersku, to tam zaplanowałem zjeść kanapki z masłem orzechowym i konfiturą porzeczkową.
Trasę do Góry Kalwarii przez Gassy jechałem chyba pierwszy raz o takiej porze w dzień powszedni. Ruch samochodowy, taki sam wręcz, czyli znikomy. Kolarzy brak wręcz zupełny.

Z pogoda idealna.

Nowy rower, stare ścieżki

Piątek, 3 listopada 2017 · Komentarze(0)
Kategoria 100'etka, treningowo
Dobry kawałek urlopowego czwartku spędziłem na składaniu Koda. I udało się, więc wolny piątek miał być spędzony na testowaniu.
Plan wstępny zakładał przejażdżką po Kampinosie, lecz urlop to nie jest czas wolny od obowiązków domowych ...
Pogoda idealna. W drodze na Gassy odbyłem nieformalny wyścig z jakimś Kolegą, który koniecznie chciał mnie wyprzedzić - był ogień. Tylko dzięki kanapkom chyba, zdołałem wrócić do domu. Oczywiście niemal pod drzwami ozakało się że brakuje mi rzutu beretem do setki, więc wykręciłem dwa kółka woków SGGW i Grando Fondo Piździernikowe Jest! ;)

Wycieczka ala BP 2/2

Piątek, 11 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kategoria bikepacking
Z hamaka wyrzuca mnie delikatny deszcz. Szybkie pakowanie i w drogę.

Jadę po śladzie wytyczonym na Garmin Connect do drogach OpenStreet Map. Właściwie to staram się, bo czasem "wiem lepiej" i kończy się dodatkowymi kółkami i szukaniem trasy ;) 
Okoliczności przyrody są urzekające i niepowtarzalne.

Za Nowogrodem, łapię gumę. Czyli 'ciałem się stają" przestrogi, których niejednokrotnie udzielałam wszem i wobec : nie grzebać przy sprzęcie w przeddzień wyjazdu. Co prawda nie w przeddzień, lecz dwa dni wcześniej, zmieniłem na koło, które po 2 tygodniach odzyskałem z serwisu. Przepracowana opaska na obręczy, zdecydowała się, w zdradziecki sposób perforować dętki. Ale po trzeciej zmianie i zużyciu rolki taśmy izolacyjnej, udaje się. Do poddania się i telefonu do Żony z prośbą o transport był blisko.
Na wszelki wypadek w Kolnie dokupuję dwie dętki z sklepie rowerowym "Maja" (polecam ;). Oczyszczony ze złych emocji organizmy wraca do podziwiana okoliczności przyrody otaczającej. Ślad z Garmina w tym pomaga zabierając mnie z drogi wojewódzkiej. Czasami te mniej główne mają lepszy asfalt - miło ;) Granicę między województwami Podlaskim a Warmińsko-Mazurskim, pokonuję polną drogą z buta. Opony 28 mm, dociążone torbami i moim jestestwem ryją w piachu. Po przebrodzeniu przez dwa strumienie (tak, było chłodzenie), trafiam na drogę bardziej ubitą a potem na znane mi asfalty wiodące do Białej Piskiej.
W Białej odezwał się głód i przemożna chęć na kartacze, ale po krótkim błądzeniu, nic mnie nie zanęciło więc ruszyłem dalej.
Wytyczony ślad miał mnie przeciągnąć bocznymi drogami, alem go poniechał i wybrałem prosty asfalt 667'ki. Ruch samochodowy niezbyt duży, jednakowoż skłonił mnie do skręceniu w Bajtkowie na Mostoły i dalej przez Mąki i Szarejki do Ełku.
Ujechałem się, trasa bardzo mi się podobała i zapewne ją powtórzę, ale niestety chyba dopiero w przyszłym roku :(


Wycieczka BP 1/2

Czwartek, 10 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Kategoria bikepacking
Pomysł kiełkował i tylko czekał na dogodne okoliczności. W zasadzie to rozwinięcie pomysłu z przed 1,5 roku. Czyli porzucam rodzinę w samochodzie jadącym do Ełku. A sam, nocując po drodze, na rowerze jadę bocznymi drogami do tego samego celu.

Tym razem, wysiadam w Łomży po 22. W mieście szukam jeszcze jakiś środków obrony osobistej przeciw komarom. Cudem udaje się nabyć jakiś spray w aptece.
Za miastem jest ciemno. A po zjechaniu na drogę prowadzącą do rzeki - bardzo ciemno. Krótka żonglerka bateriami, czołówka na kask i od razu lepiej. Mgła oczywiście rozpraszała światło, ale przed przednim kołem, jasno więc jedzie się przyjemnie.
Biwak zaplanowałem na znalezionej na mapie Plaży Alabama, alem zwyczajowo nie trafił.
Dwa drzewa we właściwej dla hamaka odległości znalazłem dalej. Widok na oświetloną księżycową poświatą Narew - elegancki.
Na koniec jeszcze tylko herbata i baton z ziarnami. I do hamaka :)

PS. Spray na komary przydał się, choć bez przesady ... ;) .

Urlopowa jazda

Sobota, 15 lipca 2017 · Komentarze(0)
Powrót z plaży do domu w towarzystwie Szwagra. Było więc szybciej co widać w HRmax :)


Urlopowa jazda

Sobota, 15 lipca 2017 · Komentarze(0)
Na zjeździe w Łebczu strzeliła mi szprycha w przednim kole. Zdecydowanie muszę wymienić wszystkie szprychy, bo to już kolejna z fabrycznego plecenia.
Zjazd z "Kaszubskiego Oka" do Czymanowa - mega! Nawet na hamulcach ;)  Na podjeździe do Sobieńczyc, nawet w połowie nie byłem tak szybki jak Michał Kwiatkowski. Może kiedyś ... ;)

Urlopowa jazda 2

Czwartek, 13 lipca 2017 · Komentarze(0)
Powrót do domu z plaży. Jazda ścieżką rowerową Krokowa-Swarzewo jest wybitnie relaksacyjna. Zdjęcia łanów zboża wyglądają jak kardy wycięte z mojego ulubionego "Gladiatora".

Urlopowa jazda

Czwartek, 13 lipca 2017 · Komentarze(0)
Urlop w miejscu znajomym i lubianym. Znane i lubiane drogi i ścieżki. Temperatura do jazdy idealna. A na koniec relaksująca kąpiel w gorących wodach Bałtyku ;)

Monteria Fatbike Race

Sobota, 28 stycznia 2017 · Komentarze(0)
Na starcie, po późnej rozgrzewce znalazłem sobie miejsce bliżej końca. Bazując tylko na samopoczuciu z wczorajszego prologu, nie powinienem pozwolić, aby ktokolwiek ustawił się za moimi plecami. Ale cóż, poddałem się resztkom ambicji ;)
Wreszcie startujemy. Ruszamy żwawo, pierwszy kilometr znam lepiej niż kilku z konkurentów, gdyż z lewej miga mi ktoś kręcący bączka po wjeździe w biegówkowy tor. Inny ktoś “łapie miękkie pobocze” naszej wyratrakowanej trasy, zapadając się po osie. Wyprzedzając i będąc wyprzedzanym dojeżdżam do pierwszego “punktu eliminacyjnego”. I znowu moja wiedza empiryczna, każe mi trzymać się blisko taśmy, gdzie jest w miarę twardo. Plan się sprawdził w 90%, gdyż na samej końcówce moje przednie koło znalazło jednak odrobinę miękkiego, a rama zrobiła mi pierwszy fioletowy odcisk na udzie ;) Po wyścigu Michał zeznał, iż był jednym ze śmiałków, którzy postanowili ten zakręt ścinać “przez pole”, i pewnie tylko dlatego udało mi się nawiązać kontakt wzrokowy z jego plecami na pierwszym podjeździe. I tutaj zaczyna się nasza, pełna dramaturgii rywalizacja. Bo po każdym podjeździe, na którym się z redaktorem Śmieszkiem zrównywałem, przychodziło wypłaszczenie lub co gorsza zjazd. I ja znowu zostawałem z tyłu. Podczas tych momentów zwątpienia, mój stan świetnie można by sparafrazować słowami utworu Maleńczuka i Pudelsów, “... i zaczęli mnie wyprzedzać, nawet Ci, którzy nigdy tego nie robili ...”.
Na kole Michała docieram do pierwszego singla. Kładka, przypomina już kartoflisko. Po pierwszej próbie jazdy rezygnuję i karnie jak kilka osób przede mną, robię spacer z rowerem na ramieniu. W przepięknej zimowe scenerii, dodam dla usprawiedliwienia ;) Po kładce jest zjazd, ale też nieprzejezdny dla mnie - przynajmniej palce u stóp miały okazję się rozgrzać. Wreszcie wracamy na przygotowaną trasę. Po kilku metrach podjazdu, słyszę trzask napędu i zwyczajowe w takim przypadku - zawołanie na “Q”. Oglądam się i widzę Michała. Wracam żeby uratować jego karbonowego fata, bo właściciel w tym stanie ekscytacji, byłby zdolny wyrwać zakleszczony łańcuch, razem w dolnymi widełkami ;) Na szczęście, przerażony winowajca, szybko się poddaje i wracamy do ściągania.

Pokonujemy kolejne kilometry szachując się w znanym już cyklu. Zjazd - odjeżdża Michał, podjazd - Ja doganiam. W którymś momencie Michał postanawia dogonić pewnego pana na biegówkach, który wcześniej bez najmniejszego trudu wyprzedził nas na podjeździe. Ja zostaję sam. Morale spada na pysk. Na moje szczęście to już końcówka dystansu. Po wyjeździe z lasu, zaczyna się ostatnia seria podjazdów. Znowu widzę sylwetkę Michała, więc zaczynam gonić. Resztkami sił oczywiście ;) Udaje mi się Go wyprzedzić, i jeszcze Koleżankę z teamu Pandy Dwie jadącą na podobnym do mojego NS’ie Djambo na kołach 27.5+. Wreszcie meta i lufka - uff. Próbuję zakodować w swoim umyśle (tak na świeżo), wszystkie złe emocje, których doznałem podczas tych prawie dwóch godzin. Po co? Żeby je przywołać jak będę w sklepie sięgał po tabliczkę czekolady lub krówki ;)


Więcej można poczytać na www.fatbike.com.pl