To był dobry dzień ;) Rano na podobieństwo ostatnich dni pod wiatrz. W tunelu pod Puławską ta waliła woda z jakiegoś wycieku że musiałem zawrócić (taka durna myśl żeby spróbować przeskoczyć po tym małym wodospadem mocno się dobijała pod kopułką ... ;) Powrót na wypełnionych żaglach - miło i szybko :D Wieczorem na squash - obiecaliśmy sobie z kolegą łagodne traktowanie, ale i tak się żeśmy upodlili - najs ;) Powrót ze squash'a potraktowałem jak chillout i recovery jednocześnie - miło. Na koniec wizyta w sklepie i P I W O !!!
Pierwszy dzień wiosny wietrzny był. Rano wygwizdało mnie tak że zacząłem odczuwać stare złamanie ;) Powrót na pchany wiatrem - szybki. Że budżet czasowy pozwolił zajrzałem do Legionu - stary znajomy zaszczepił mi wirusa który nazywa się C29ssmax a wygląda tak: BożeszJakieToSzczęścieŻeNieMamKasy ...
Ostatni dzień kalendarzowej zimy. Przepowiadacze straszyli deszczem i nawet niejaka wilgoć z rana zza okna, na chodniku zauważyłem ale już na rowerze nie odczułem - i dobrze ;) Wiatr natomiast, wiejący wtwarz odczułem i to nawet długo. Wczorajszym porankiem Pola Mokotowskie wyglądały na rozkwitające pełnią sezonu - butelki, papiery , torebki foliowe - dziś to samo - masakra jak się ludziska umieją zabawić ... Popołudniem, wiatr kierunku nie zmienił i sprawiedliwie popchał mnie na chata - miło :)
Tradycja Naszych wczesno-porannych jazd weekendowych ma już swoje lata i tradycje, która karze: po pierwsze primo - okazywać entuzjazm w piątek; po sekundo - sobotnim wieczorem ograniczać kontakt telefoniczny z innymi entuzjastami (bo może nikt nie potwierdzi i nie trzeba będzie wstawać ;) po tercjo - liczyć że w niedziele rano będzie padało i będzie wymówka ;D Ale tym razem tylko wszystko się sprzysięgło i znowu - tradycyjnie - o 6:30 w niedziele zarzucałem sobie - podeszły wiek i niefrasobliwość - czyli stary i głupi :D Punktem zbornym został staw na Polach Mokotowskich. Wraz z Rafałem (niezbajstatsowiony jeszcze ... ;) dotarliśmy lekko przed czasem poprzez puste i słoneczne miasta ulice. Oczekiwanie na trzeciego entuzjastę umilaliśmy sobie - serwisem napędu, opalaniem się oraz obserwacją biegaczy w różnym stadium zaawansowania i zmęczenia. Będąc w niepełnym kwartecie (czwarty entuzjasta słabo komunikował chęć już w sobotę wieczór ;) ruszyliśmy ścieżkami na most trojga imion Północny-Skłodowskiej-Curie. Ponieważ już w piątek z jakiegoś bikestatsowego wpisu wyczytałem że wjazdu na most pilnują i wygrażają, toteż zaspokoiliśmy swoją ciekawość z kładki rowerowo-pieszej ;) Robiło się krucho z czasem więc pogoniłem kolegów nazad. Przebiliśmy się Grotem na prawostronną Warszaw i ruszyliśmy gruntową-nadbrzeżną ścieżką. Na moście przy Porcie Praskim, na ostrej agrafce zaliczyłem zrzutkę której pamiątki krwawo-sino kwitną w kilu miejscach mej powierzchowności. Pogoda jak drut - ciepło i wiatr mimo wzmagania nie przeszkadzał. Temperatura zachęcała do zzuwania co i rusz części garderoby ;) Pod Łazienkowskim rozstaliśmy się z Krystianem dla którego dalsza jazda z nami powodowała by już tylko znaczne oddalanie od ogniska domowego ... Na Wale Miedzeszyńskim minął nas, trąbiąc na Garminie, ścigant w barwach Mazovii. Nie ten kilometrz już był żeby mu na koło wsiadać ale utrzymując kontakt wzrokowy doszliśmy go (nie bez satysfakcji) na światłach na czerniakowskiej :) Podsumowując: już na 6 dni słoneczna niedziela ;) A tak to się przedstawia rzucone na mapę:
Jakem przewidział squash'owanie środowe odbiło się troszeczkę negatywnie na mojej motoryce przy porannym wstawianiu ;) A nicto, się rozruszałem i było przyjemnie. Powrót pośród meksyku na stołecznych ulicach - apokalipsa - pękła rura ze wrzątkiem. Myślałem że się usmarkam ze śmiechu jak dżolero w szybkim, biały mitsu, naparzał jak 75-latek z erekcją do burdelu, żeby po 2 skrzyżowaniu stanąć w korku - normalnie budujące. A cieplutko mi było - czad :) Film motywujący na weekend: &feature=colike Jakby tu komu była potrzebna motywacje żeby iść pojeździć w słońcu i cieple :D
Słońce nieśmiało rano przyświecało ale grzało słabo. Po wczorajszym squashu mi jazda też słabo szła, bo pod wiatr, bo pod górkę więc byliśmy zgrani ;) Kolega podesłał mi fajny obrazek: Ciekawe czy te 16 stopni, na najbliższy weekend, z takiego ferecasta też by wyczytali ;)
Rano ciepło ale mokro. Musiałem odgrzebać błotniki spod schodów ;/ Jadąc do pracy znowu mozolnie acz wyraźnie pchałem powietrze do centrum. Z nadzieją że w drodze powrotnej na nim wrócę ;) I tak się stanęło zaiste :D Z mniej przyjemnych rzeczy to przedni defender topica odpadł w drodze - to już chyba 4 czy 5 przedni błotnik rozpadający się przy tym samym tylnym. Tylny Topeak DeFender jest potęgą która oparła się kilku zimom z moim udziałem. Przednie padają jak muchy ;/ Wieczorem się zdecydowałem na jazdę rowerem na sqush'a. Temperatura odczuwalnie spadła - dobrze że zaaragowałem grubszą kurtą bo bym mnie rozłożył - katar co najmniej ;) Squash w połączeniu z wymagającym kolegą wymęczył mnie dość. Realne skutki odczuję pewnie znów z przeskokiem w piątek - aszzzz - jak Mawia Mucha co Nie Siada :D
Od rana ciepło, a po południu to już nawet za ciepło w tym co miałem na sobie. Poczułem tłumiony skutecznie od jakiegoś czasu zew sklepu rowerowego - "tylko cienkie nogawki" byś potrzebował - APAGE !!!!
I lepszej baczki - znalazłem miejsce na swój urlop ;)
Prognozy obiecywały słońce ale nic z tego ... Rano przepychałem wiatr do centrum. Powrót na wietrze i wilgoci. Szybko. Jakieś pierwsze tchnienia wiosny czuć a w przepowiedniach zwłaszcza ;)
Dopadło mnie zmęczenie całotygodniowe. Rano słabo mi się jechało przez tę mgłę i pod lekki wiatr ... Powrót już lepszy, mimo że po ciemku to wiatr raczej pomagał :)
Od kilkunastu już lat jestem poważnie zainfekowany ostrą cyklozą. Jeżdżę codziennie do roboty, okazjonalnie w weekendy. Mam epizody maratońskie (Mazovia MTB, Bikemaraton) i kilka rowerów. Udzielam się na stronach: www.team29er.pl i www.fatbike.com.pl.
Na bieżąco moje aktywności widać tu: https://www.strava.com/athletes/5079042