Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:701.69 km (w terenie 145.70 km; 20.76%)
Czas w ruchu:35:04
Średnia prędkość:20.01 km/h
Maksymalna prędkość:54.90 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:25.99 km i 1h 17m
Więcej statystyk

leniwa niedziela

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria rodzinnie
Na wypucowanym na błysk Banicie leniwa jazda z synem po Ursynowie. Ciepło jeszcze nie upalnie - miło.

Dwa dni w Świętokrzyskiem - dzień 2

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(2)
Po sutym sniadaniu oraz próbie zaplanowania gryplanu na dziś dzien - ruszam. I zaraz za bramą, droga w kierunku przeciwny w stosunku do planu, zdała mi się bardziej atrakcyjna ;) jest ok, na rozgrzewke delikatnie pod górę, utwardzoną drogą przwciwpożarową. Droga wiedzie delikatnie w kierunku w ktodym do Kielc robi się coraz dalej :)
Po extra zjezdzie trafiam na skrzyżowanie i nawracam na zachód. Droga się łagodnie pnie, opada cały , wije - istny flow. Nawierzchia z ubitego tłucznia, ale wielkie koło wygładza. Na kolejnym skrzyżowaniu bez wiekszej analizy ruszam w prawo i po zjeździe wpadam na afaltowy podjazd. Tablica mowi ze to Makoszyn Wg mapy nie jestem tam gdzie chciałem ;) nie ma sklepu a zaczyna się robić ciepło - nicto wracam do lasu do skrzyżowania. Mapa sugeruje jazde w prawo - potwierdzam na gps'ie a słońce położeniem swoim , akceptuje. Czad, droga znowu faluje - Banita leci 26km/h, drobne kamyki strzelaja spod opon. Ciepło i słonecznie - poezja! Dobijam do Niwy a potem asfaltem do daleszyc. Po drodze, odnajduje się niebieski szlak który wg pierwotnego planu miał mnie dowieść do celu. przejeżdżam Daleszyce. W Brzechowie przy pomcy rowerowego, nieletniego autochtona, trafiam do sklepu dla miejscowych. Na szczescie nie musiałem używać dzwonka bo pani akuratnio była. Nabywam wodę i batonika i na ławeczce się wślipiam w mapę. Po chwili dołącza do mnie nieletni zrowerowany autochoton nr 2. Za późno, bo batonik był maly :) zapytuję czy przyjechał obejrzeć sobie kosmitę w kasku - rozbrająco potwieedza :D ok ruszam dalej niebieskim który meandruje niewyraźną ścieżką miedzy domami. W pewnym momencie jej niewyraźność się nasila a ja ląduje w szczerym polu na miedzy ;) Przebijam sie do niedalekiego lasu podejrzanego o ukrywanie niebiwskiego szlaku oraz góry. Pod lasem trafiam na droge i oczywiście po chwili na szlak :) tak jest zawsze ... Pojazd po górę do zrobienia na Banicie - kosztowny ale do zrobienia. Ja zdecydowalem sie tylko na jakieś 20m pchanko ;) na szczycie mały serwis - stery musiałem dokręcić. A potem zjazd - Banita lubi takie :) 180mm tarcza daje moc i łagodność jednocześnie - pelna kontrola. Widelec wrażliwością nie grzeszy ale duże przeszkody łyka jak bocian. Docieram do asfaltu. Niebieski jak zwykle mi znika ale usłużne harcerki bezinteresownie donoszą że "w prawo". Trafiam najwyraźniej na rajd. W Niestachowie niebieski znowu znika i muszę robić nawrót. W lesie trafiam na czarny rowerowy, który idąc z niebieski omia bardziej ambitne wzniesienia. Droga miejscami błotnista.

Trafiam też na efekty prac wysoce wyspecjalizownego konserwatora szlaków.

Tylko wycinal a co spadlo na droge - zostalo - orzeszkur..
Mijam kolejne zastępy harcerzy - kiedyś też tak chodziłem. Ale to były czasy pre mtb :D
Za kolejnym zakrętem wypadam z lasu wros na bród - przez króciutką chwile widze siebis ak rozpedzony atakuje go w galpie robiac wielki chlup. Szczesliwie rozważna pokonała romantyczną i z banita na ramieniu pokonuje potok "kładką".
Po przeprawie ruszam czarny szlakiem ale tylko kawałek. Odbjia w kierunku który niezbyt pasuje do planu ... Po chwili wypadam na asfalt w Mojczach. Zasiegam języka u miejscowego, kładącego wosk na zaje-biście sportowo i kolorowo wyglądającej bryki. Wskazówka jak dojechać na dworzec pkp w Kielcach brzmi wręcz bezwstydnie prosto : jedź pan cały czas prosto! ;) Jadę więc. Po 100 m pierwszy sukces - tablica Kielce mi się objawia. A dalej cały czas ... prosto! Jedne śwatła, drugie trzecie i jestem na deptaku w centrum. Bardzo przyjemne wyglądające miejsce - zwłaszcza ze z perspektywy roweru. Jeszcze tylko przeprawa przez remontowana dwupasmowke - jakoś już mi się nie chce nosić Banity po schodach. Do odjazdu, mam czas jeszcze na żarcie, idealnie, jakbym próbował tak to wszysto zaplanować to by się coś na bank zesr..ło.
Zadowolony jestem z całego eventu jak dziecko. Pociąg zatrzymuje się w Suchedniowie - rzut oka na mapę - zgadnijcie gdzie będzie następna raza?? ;)
Niespodziewanie pociąg IC zatrzymuje się na stacji z której ruszyłem 32godziny wcześniej. W 15 sekund wypadam na zewnątrz niczego ważnego nie gubiąc.
A tak wygląda zadowolony z siebie "stary boy"


Dwa dni w Świętokrzyskiem - dzień 1

Piątek, 18 maja 2012 · Komentarze(4)
Trasa wytyczona bez należytego rozpatrzenia, pobieżnie, lubi kopną człowieka w "Wielkanoc". Przygotowania do dwudniowego wypadu z rowerem powinno się również jako tako ogarnąć ;) I to nieogarnięcie wylazło w połowie drogi na stacje W-wa Służewiec. Orzeszku.. nie mam pompki!! Improwizacja. Nieoceniony kolega Rafał, zostaje brutalnie wyrwany z rytmu spraw firmowych, w celu wynalezieni mi sklepu rowerowego w Radomiu, doskonale zaopatrzonego w pompki rowerowe. Po chwili mam namiary i wstępnie uspokojony, ładuje się do ulta-nowoczesnego składu Kolei Mazowieckich.

Któreż to od maja do września wożą rowery za darmochę - chwała im. W Piasecznie dosiada się planowo, dawno niewidziany przeze mnie kolega Jacek, który dolść nieoczekiwanie podjął rzuconą emailem rękawice pt. “Z Radomia do Nowej Huty, 80km na rowerach, na zlot koleżeński - męska impreza!! ;)” Jacek ma szosówkę więc wspólnie robimy jakieś pierwsze 40km. Potem ja w las :) Tak sobie jedziemy, podziwiamy bujające się na hakach rowerki. Jamis Banita już raz spadł i tylko cud chyba, że nie ubił emerytki-działkowiczki i jej Wigry 3.
Od słowa do słowa konfrontujemy mapy - Jacek ma większą :? Co gorsza, na jego mapie są dwie Nowe Huty. Ta w okolicy Nowej Słupii, do której wyznaczyłem trasę i druga, dalsza, przy drodze z Daleszyc do Rakowa. Konsternacja - patrzę na adres punktu docelowego - Nowa Huta 20 , 26-035 RAKÓW - hura! Raz że orientujemy się wczas a dwa ze mamy dodatkowo 20-30km do zrobienia;)
W Radomiu pod dworcem, zasięgamy języka w kwestii adresu sklepu rowerowego. Ale ten, odsyła na na druga stronę ulicy, pod plan miasta. Szczęściem, do którego nie jestem przyzwyczajony, po drugiej stronie ulicy znajdujemy - o nie, nie sklep - a tylko obietnicę znalezienia go w postaci wielgachnego banera.
Jacek, bywały już w Radomiu, orzeka że adres, koresponduje z naszą trasą wylotową. A więc w drogę. Dość łatwo odnajdujemy Rodex - słynny ze sprzedaży karbonowych części.
Z pompką na plecach, spokojny jak dziecko z lizakiem, ruszamy na południe. Jest miło, wiatr robi wbrew ale chowam się za Jackiem i lecimy dość szybko. Ruch samochodowy jest ale w umiarkowanym natężeniu. Droga raczej wąska więc jak mija na TIR to jakoś tak nieswojo …
Wokół okolica epatuje wszystkimi odcieniami zieleni. Wiosna rozkwita i pachnie!
Docieramy do Mirca. Mapa mówi niewyraźnie o jakiejś drodze na Wąchock, ale czy będzie dobra dla szosy Jacka?? Tubylcy mówią że tak, więc ruszamy. Zaczyna się fajnym podjazdem a potem wiedzie malowniczym lasem - bajka.
W Wąchocku, od razu trafiamy na słynny pomnik Polskiego Sołtysa :) Tutaj planowo się rozdzielamy. Jacek po krótkim zwiedzaniu Opactwa Cystersów ma ruszyć na Starachowice i dalej a ja, na wprost, na południe w las do Bodzentyna.
Dość szybo znajduję czarny szlak ale oczywiście mi się gubi - normalka. Ponieważ jestem do tego przyzwyczajony, spokojnie zjadam kanapkę i ruszam “na słońce” kolejnymi napotkanymi leśnymi drogami. Fajna jazda. Podjazdy, zjazdy, koleiny - super. Początkowo drogi są wyraźne, jeżdżone, potem jakby mniej. W końcu ląduję na mokradłach i przedzieram się z rowerem na plecach jakieś 2-3km.
Potem znowu trafiam na ślad jakiegoś szlaku i powoli docieram do cywilizacji w postaci ubitej z tłucznia drogi. Niestety ukierunkowanej prostopadle do mojego celu więc znowu zapadam w głuszę ale tak szczęśliwie że trafiam w szlak niebieski. Przejeżdżam przez jakiś strumyk - fajnie.
W końcu znowu trafiam na ślad jakiegoś szlaku i powoli docieram do cywilizacji. Ubitej z tłucznia drogi. Ale ukierunkowanej prostopadle do mojego celu więc znowu zapadam w głuszę ale tak szczęśliwie że trafiam w szlak niebieski. Przejeżdżam przez jakiś strumyk - fajnie.

Potem jest słabiej, bo szlak jest prawie zarośnięty. Jadąc, przebijam się przez kolejne zarośla.
Potem jest jeszcze słabiej bo ktoś postanowił owe zarośnięcie usunąć, niestety wszystko zwałował na środku szklaku. A więc zmiana ról - Banita jedzie na mnie. Niestety moje piszczele i łydki nie są tak odporne jak geaxy aka 2.2 ;)
Mozolnie docieram do ubitej drogi. Mapa podpowiada że mimo iż jest prostopadła do celu to da radę - tym bardziej że niebieski szlak ginie w gęstwinie po drugiej stronie.
O jakaż to rozkosz wrócić na siodło - mimo że du-pa boli z letka ;) Średnia podskakuje bo jest w dół a potem lekko w górę. Wypadam w końcu z lasu i wracam do cywilizacji. Picie mi wyszło więc trafiam do sklepu. Pod sklepem weekend już się zaczął. Właśnie podjechała ekipa furą, wstrzymali konia (nie przebierając w słowach) i wysłali najmłodszego po piwo ;)
Do Bodzentyna, najpierw trochę się wspinam a potem łagodnie i szybko zjeżdżam. Bajeczność. Powietrze trochę zimne mimo słońca.
Z Bodzentyna do Św. Katarzyny chciałem dotrzeć przez Miejską Górę niebieskim szlakiem jak z zeszłym roku ale po błądzeniu zostało mi mało czasu i pary. Ciągnę więc asfaltem.
Za Św. Katarzyną zatrzymuję się w punkcie widokowym to dziś szczyt przekroju trasy. Jest piękna panorama, przy której kontemplacji zasysam bananowego żela - w organizm wraca nadzieja ;)
Do Górna cały czas w dół. Ekstra jazda bo w drodze jest wydzielony pas dla rowerów - genialne w prostocie :)
Po przecięciu DK74 zaczynam wspinaczkę a organizm zaczyna powoli myśleć o regeneracji. Dzwonię do kolegi Organizatora - Pawła - który w swojej zapobiegliwości uspokaja mnie że ma 10 piw i jaszcze dokupi :D
W Daleszycach zagadnięty młody człowiek straszy mnie że do Rakowa to ze 40 kilometry ale do Nowej Huty to mniej - z połowa tego bedzie. Tablicę z nazwą miejscowości zobaczyłem z głównej drogi w ostatniej chwili …
O cudowna chwilo, gorącej kąpieli, pierwszego łyku piwa i orgiastycznych placków :D

codzienność

Czwartek, 17 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria komunikacja
Z prognoz wynika brak opadów i faktycznie rano sucho ach słońca brak. Cała jazda do roboty podwiatrz. Miejscami się kładłem na kierownicy Jamiego żeby nie przyjmować wszystkiego na klatę ...
Powrót natomiast w słońcu i miejscami z przyjemnym wiatrem po plecach.
Po drodze jeszcze z wizytą w Airbiku na Mangali bo jutro i w długi teren ruszam na Banicie a mi rura zmiękła na myśl że miałbym się wybrać bez gumy na zmianę lub łatek - a wszystko wyszło ;)

codzienność

Środa, 16 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria komunikacja
Od rana deszcz. Szczęśliwie niezbyt intensywny a ja przygotowany ;) Resztki tylnego topika skleiłem taśmą - masakra. A że upału brak oraz niemoc odnalezienia letnich długopalczatek, ruszyłem w jesiennych rękawicach z membraną. Troszeczkę mi było łyso dopóki nie zobaczyłem, na mieście ludzi w wełnianych płaszczach;)

codzienność

Wtorek, 15 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria komunikacja
Rano udało sie jeszcze na sucho dotrzeć do robo. Ale w ciągu dnia zaczęło siąpić a potem regularnie dżdżyć. Od wilgoci Hayesy Jamiego-Banity wyły jak ... coś strasznego ale skutecznie budziły przerażenie i popłoch wśród pieszych użytkowników DDR'ów. Jazda oczywiście bez grama błotnika więc sucho miałem tylko miedzy palcami stóp ;)
Geax AKA całkiem dobrze trzymają w zakrętach na mokrym asfalcie.

plan b albo nawet ę

Sobota, 12 maja 2012 · Komentarze(0)
Jeszcze tydzień temu plan był ambitny - duża pętla przez Grójec. Rano o 6:30 zdziwiła mnie temperatura, zgoła nie pasująca do wczorajszych prognoz.
Prognozy jednakowoż sprawdziły się w nieodpowiednim momencie i w punkcie zbornym zaczęło padać. Po skompletowaniu się grupy (a było nasz 5), wykrystalizował się luźny plan c.
Chwilami było bardzo fajnie:

W pozostałych momentach tylko fajnie ;)
Wreszcie udało mi się "zaliczyć" most Północny vel Marii Curie-Skłodowskiej. Brak ścieżki i wiatr w plecy pozwoliły na szybki przelot na Białołękę.
Taki jeden ambitny (ten w niebieskim wdzianku ;) chciał nas przegonić jeszcze 20km w kierunku za Jabłonną aleśmy się nie dali :)
Ruszyliśmy na południe tracąc niemal przy każdym moście skład osobowy ...
Za Siekierkowski pojechaliśmy zinwentaryzować nową ścieżkę na wale - wydłużyła się w ciągu ostaniach 2 tygodni ;)
Mimo deszczu w Wilanowie na polu golfowym ruch, chytrusy machali kijami spod daszków ...
Na Wilanowskiej - awaria - dwa razy zmieniamy dętkę w jednym rowerze Kolegi któremu do domu zostało jeszcze 15km.
Na koniec próbowaliśmy ustalić kto się najbardziej ubłocił - nie udało się wyłonić zwycięzcy :D

Ta to wszystko natomiast się prezentuje na mapie:

Duża pętla - za tydzień, dwa lub niebawem ...
PS. Po przerwie znowu ma własnym rowerze. Specajner na gładkich, oponach 40c miło leci i po asfalcie i utwardzonych ścieżkach nad Wisłą. A wypożyczony mostek 100 chyba już optymalnie ustawił mi pozycje.

codzienność

Piątek, 11 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria komunikacja
Dziś do roboty ścieżką przy torach. Rano ciepło i miło. Jamis fajnie leci po ścieżce. A wszelkie większe stopnie czy uskoki łyka. Amortyzator wszystko łyka a wielkie opony dodają pewności.
Powrót też przy torach. Z porannej ciepłoty po południu zrobił się upał. Wracałem w koszulce bez rękawów żeby spróbować wyrównać opaleniznę - ja Che pisała - negatywa pingwina ;)
Wieczoram musiałem jeszcze szybko wyskoczyć i odkryłem niechcący co Jamis lubi najbardziej. Ostre naparzanie na stojaka. Wysoka pozycja kierownicy i spory przekrok dają swobodę sprintu i luz w głębokich skrętach. Zębate opony dobrze trzymają się betonu i asfaltu.